Mamy Biznes w Starachowicach: W każdym mieście własny biznes to walka o przetrwanie
- Napisane przez Łukasz Korus
- Skomentuj jako pierwszy!
- Dział: Fakty
- Wydrukuj
Starachowiccy restauratorzy nie mają lekko. Co rusz otwierają nowe lokale, jednak równie szybko spisują je na straty. O tym dlaczego tak się dzieje, rozmawiam z Anną Kuminek, właścicielką Bistro Manhattan.
Kurier Starachowic: Czy w Starachowicach ciężko jest prowadzić restauracyjny biznes? Wiele lokali poniosło na naszym rynku porażkę, między innymi, kilka lat temu, kawiarnia „3, 4, 5” na ul. Marszałka Piłsudskiego; Bohema na ul. Mickiewicza; Pierogarnia w Rynku – teraz jest tam bodajże turecki kebab. Jak Pani myśli – dlaczego?
Anna Kuminek: W każdym mieście własny biznes to walka o przetrwanie. Najlepiej skupić się na tym co się robi i nie patrzeć na to co robią inni, z porażek wyciągać wnioski i stawać się z dnia na dzień lepszym. Prowadzenie biznesu nie jest dla każdego. Trzeba być wytrwałym, mieć mocne nerwy i konsekwentnie wdrażać w życie swoje pomysły. Te interesy nie przetrwały, bo rok czy 2 to za krótko na stworzenie fajnego miejsca, do którego ludzie się przyzwyczają, a zazwyczaj każdy kto otwiera biznes liczy na szybki zysk. To zła droga – najpierw ciężka praca, potem profity. We własnym biznesie pensja nie spływa co miesiąc na konto. Potrzeba cierpliwości i samozaparcia żeby coś osiągnąć.
Kafka natomiast jest chyba najchętniej odwiedzanym miejscem – choć nie jest restauracją więc absolutnie nie porównuję Kafki i Bistro – ale ciekawi mnie punkt widzenia restauratora – dlaczego im udało się odnieść sukces?
Kafka to wspaniałe miejsce, klimatyczne i przyjemne. Sama bardzo lubię ten lokal. Myślę, że drugiego takiego długo nie będzie w Starachowicach. I tu sprawdza się moje motto, że do własnego interesu nie tylko trzeba być przedsiębiorczym i odważnym, ale i mieć do niego serce, trzeba kochać to co się robi, a z tego co słyszałam właściciel Kafki właśnie tak do tego podchodzi.
Co według Pani jest najważniejsze w prowadzeniu restauracji? Co powoduje, że klienci wracają?
Po pierwsze ważne jest miejsce – trafiłam na lokal w centrum miasta, innego nie brałam po uwagę, bo chciałam stworzyć miejsce, do którego trafi każdy. Bistro Manhattan mieści się w lokalu, w którym wcześniej przez 18 lat była Pizzeria Margherita. Gdy dowiedziałam się, że poprzedni właściciel chce się wycofać z interesu pomyślałam, że to właśnie to co chcę robić.
Druga sprawa to menu – u nas zmienia się ono sezonowo, mamy duży wybór dań głównych, sałatek, pizzy, zapiekanek, deserów a także koktajle, soki wyciskane, drinki, ponad 30 rodzajów piw. Jesteśmy drugą w województwie Ambasadą Żywca – w nalewakach mamy 4 rodzaje piw.
Kolejna kwestia to wielkość lokalu. W weekend, w Bistro zmieści się przy 17 stolikach ponad 100 osób. Fakt, bywa wtedy ciasnawo, ale za to jak miło, no i można spotkać wielu znajomych. Ważny jest też klimat, który panuje w lokalu. Ludzie nie lubią nadęcia. Myślę, że cenią nas za luźną atmosferę, możliwość przyjacielskiej rozmowy i indywidualne podejście.
Czy ktoś pomaga Pani prowadzić biznes? Jeśli tak, jak rozkładają się obowiązki? Czym Pani się zajmuje?
Lokal prowadzę sama. Jestem swoim managerem, zajmuję się reklamą, zakupami i ogólną organizacją. Na szczęście trafiłam na wspaniałych ludzi i każdy z moich współpracowników po części tworzy Bistro Manhattan. Mam też pełne wsparcie mojego partnera. Smak szefa kuchni Sebastiana docenia wiele osób, a za barem stoją miłe i uśmiechnięte dziewczyny.
Trudno jest przyciągnąć klientów do restauracji? W jaki sposób reklamuje Pani swój biznes?
Prowadzenie własnej restauracji to praca 24h na dobę, a czasami i to jest za mało. Na sympatię do lokalu składa się wiele czynników. Jedni lubią nasze gofry, a inni placek po węgiersku. Niektórzy doceniają klimat i możliwość spotkania się w większym gronie. Staram się, aby każdy z odwiedzających nas gości znalazł coś dla siebie, coś nie tylko dla żołądka, ale i duszy. W Bistro Manhattan można jeść, pić, grać w planszówki, słuchać muzyki, oglądać tv, a jeśli jest taka potrzeba to i zwierzyć się barmance z problemów życiowych.
Reklama w Starachowicach to lokalne gazety, radio, ulotki i Internet. Z wszystkich opcji korzystam, ale najbardziej cenię marketing szeptany czyli zachętę z ust do ust.
Staram się nie wpadać w rutynę więc od czasu do czasu zapraszam do Bistro lokalne zespoły np. zaprzyjaźnioną kapelę Simple Wine. Nasi klienci mogą też liczyć na transmisję ważnych wydarzeń sportowych. Takie imprezy to kolejna szansa na pozyskanie nowych klientów.
Czy jako mama 4 letniego chłopca przewidziała Pani kącik dla mam z dziećmi? Obserwuję lokalny rynek i niestety jest u nas bardzo mało miejsc gdzie można pójść z maluchem i przy okazji napić się ciepłej (!) kawy.
Mamy kącik dla dzieci z domkiem, tablicą i stoliczkiem, są też książeczki, klocki i zabawki. Na życzenie klientów robimy dla najmłodszych małe porcje np. spaghetti lub nuggetsy więc jak najbardziej zapraszamy do siebie również całe rodziny.
Dziękuję za rozmowę.
Opracowała: aGula